Zima przetacza się nad nami z przytupem. Atakuje ponadnormatywnymi mrozami, śniegiem paraliżującym lotniska i chaosem na drogach. To wszystko oglądam w tv, poczytuję ultraszybkie Le Soir i powolny belgijski internet. Sama mogę tylko wyglądać przez okno, czy wychodzić na balkon oczywiście, gdy nie leje i nie pizga złem. Przez ostatnie trzy tygodnie, władanie moim życiem przejęła Lady Rwa Kulszowa. Podstępna władczyni w jednej sekundzie sprowadza człowieka z fruwania w chmurach, do poziomu depresji, zaciskając stalowe łapy mocniej i mocniej, zatrzymując w pół kroku, w pół oddechu. W odzewie, pierwsza przybywa Pokora, razem z siostrą Niemocą osnuwają delikwenta bladą nicią, oddzielając od zewnętrznego świata. W głowie kołacze się jedyna myśl, jedyne marzenie absolutnie prozaiczne: jak się ułożyć, żeby choć przez chwilę ból był do zniesienia. Władczyni nic sobie nie robi z tych pobożnych życzeń. Rośnie w siłę karmiąc się niedotrzymanymi terminami, odwołanymi hotelami, lotami i spotkaniami. Niczym Bogini Zemsty rozkwita niszcząc ego ofiary, spychając w otchłań frustracji. Tym razem mnie nie doceniła. Wytoczyłam nową broń i wydaje się, że wygrałam. Mam nadzieję, że na długo.