“Le Cercle des Voyageurs” wita niecodzienną kompozycją korelującą jednoznacznie z nazwą lokalu. Ogromna ściana naprzeciwko wejścia skomponowana jest ze skrzyń podróżnych, kufrów i walizek, z półek zachęcają do obejrzenia piękne albumy, nawet sufit to wielka mapa świata… W takim otoczeniu można się zrelaksować w wygodnych, skórzanych fotelach i wśród zapachu parzonej kawy, zatopić w marzeniach o dalekich krajach. Uświadomiłam sobie, że jestem tu jak najbardziej na swoim miejscu. Niczym Holly ze śniadania u Tiffaniego powinnam zamówić wizytówki na których zamiast adresu byłaby informacja: “Basia – w nieustającej podróży”.
W mojej sypialni stoją walizki których nie warto chować. Czasem przepakowywane w pośpiechu, gdy jeden kierunek zmienia się w drugi w ciągu kilku godzin. Małe do samolotu, duże ledwo mieszczące się do bagażnika, torby na aparat i kosmetyki cały czas są w ruchu. Tanie linie nauczyły mnie rozważnego pakowania gdy pół maleńkiej walizeczki zajmują obiektywy a na babskie buty i fatałaszki pozostaje tylko odrobinka wolnej przestrzeni. Gdy na emeryturze kupię sobie bujany fotel i kocyk w kratkę a wzrok pozwoli, może przejrzę stare zdjęcia i powspominam… z uśmiechem 🙂