W to deszczowo-burzowe letnie przedpołudnie nie próżnujemy. Dzisiaj kolejny dzień odkrywania skarbów Secesji ukrytych za pięknymi fasadami brukselskich kamienic. Idziemy zwiedzać przepiękny dom rodziny Cauchie, wciśnięty pomiędzy zwyczajne kamienice tuż przy polskim konsulacie.

Paul Cauchie rozpoczął studia architektoniczne w wieku 16 lat w Antwerpii. W 1893 zapisał się do Akademii Sztuk Pięknych w Brukseli, gdzie studiował malarstwo, technikę sgraffito i sztukę zdobniczą. Zdobył kilka nagród, a nawet prestiżowe stypendium do Włoch. Był bardziej dekoratorem niż architektem, zbudował tylko cztery domy ale specjalizował się w projektowaniu sgraffito, które tworzą całość z secesyjną architekturą. Technika ta polega na pokryciu powierzchni dekorowanej ściany trzema warstwami zaprawy. Pierwsza to warstwa wyrównująca, następna jest warstwą ciemnego koloru a kolejna jaśniejsza i cieńsza. Wybrany motyw przenosi się na świeży tynk techniką szablonową lub rysunkiem na kalce kreślarskiej. Kontury rysunku trzeba natychmiast naciąć za pomocą specjalnego skrobaka, aby odsłonić dolną warstwę zaprawy. Ciemny rowek ogranicza powierzchnie, które są następnie barwione. Niektóre detale można wzbogacić nawet złotem. Podobnie jak w technice fresku, prace należy prowadzić na mokrej zaprawie za jednym razem, co jest dużą trudnością i wymaga niezwykłej precyzji i doświadczenia. Paul Cauchie w dość krótkim czasie zyskał solidną reputację dzięki jakości wykonania swoich projektów i dostosowania do wymagań inwestorów.

Jego żona, Caroline Voet, studiowała również w brukselskiej Akademii Sztuk Pięknych i to w czasach, gdy kursy dopiero stopniowo otwierano dla kobiet. Lina osiągnęła doskonałe wyniki w sztuce zdobniczej i pozwolono jej przejść na wyższe kierunki, do tzw. wielkiego malarstwa. Pierwsza nagroda w malarstwie kobiet i druga w historii sztuki pozwoliły jej później udzielać prywatnych lekcji malarstwa i rysunku.

Paul i Lina pobrali się w 1905 roku i w tym samym roku postanowili zbudować dom na sześciometrowej działce, którą Paul kupił w górnej części Rue Francs przy Parku Cinquantenaire. Znaczącym był fakt, że dom był  dobrze widoczny z sąsiednich nowych ulic, ponieważ fasadę domu Paul zaprojektował jako gigantyczny plakat reklamowy, mający przyciągnąć uwagę inwestorów. Demonstrując  swoje umiejętności techniczne w tak oryginalny sposób wydatnie pobudził popyt na swoje prace.

We wnętrzu, główny salon również jest ozdobiony sgraffito w miejscach pomiędzy meblami a oknami, tworząc niezwykłą przestrzeń symbolizującą sztukę: malarstwo, muzykę, rzeźbę, architekturę, złotnictwo.Po śmierci Paula a później Liny Cauchie, dom stopniowo popadał w ruinę, a córka nie inwestując przez lata, myślała nawet o wyburzeniu go. Został uratowany niemal w ostatniej chwili. Kupił go Guy Dessicy, jeden ze współzałożycieli belgijskiego muzeum komiksów i towarzysz podróży Hergé. Kupił go nie dla zysku, ale z miłości do belgijskiej secesji i w 1990 roku podjął się niezwykłej, kosztownej i pracochłonnej renowacji.

W pewnym momencie, Dom Cauchiego prawie zamienił się w muzeum Tintina – słynnego bohatera komiksów, ale to się nigdy nie wydarzyło z powodu braku funduszy. 

Obecnie, La Maison Cauchie jest uważany za jedno z najwspanialszych dzieł epoki Art Deco w Brukseli. Dzięki dotacji w wysokości 30 000 euro z Regionu Brukselskiego właśnie przeszedł gruntowny remont. Co ciekawe, dotacja była obwarowana zastrzeżeniem, że  właścicielka – córka Guya Dessicy musi udostępniać wnętrza dla zwiedzających w każdą sobotę i jedną niedzielę w miesiącu. Można więc zajrzeć do środka, oczywiście pod opieką przewodnika w języku francuskim, niderlandzkim lub angielskim i dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy z historii domu i jego twórców, co szczerze polecam. 

Wszelkie informacje na stronie: http://www.cauchie.be