Każdy, kto wjeżdża do Paryża musi się z nim zmierzyć. 35 kilometrów 2-4 pasmowej obwodnicy okalającej miasto, nieustannie zakorkowanej i niebezpiecznej. Od 1973r. bulwar zbudowany w miejscu murów obronnych ma usprawnić komunikację, jednak teraz w szczycie ma się wrażenie, że 35 wjazdami, usiłują wjechać miliardy kolejnych samochodów, których kierowcy mają jeden cel: wtopić się w płynącą a raczej stojącą rzekę. Wieczorem BP (jak nazywają go kierowcy) wygląda jak wolno posuwająca się lawa, płynąca wieloma strumieniami. Na nic się zdają wszelkie poprawiane co roku systemy usprawniające ruch. Po walce na obwodnicy sama jazda po Paryżu jawi się jako przyjemność. Nie straszne są labirynty jednokierunkowych ulic, wysepki dzielące jezdnie na części przelotowe i lokalne, bus-pasy pod prąd czy kosmiczne problemy z parkowaniem zderzak w zderzak ani przedziwne ronda i skrzyżowania, na których nawet inżynier ruchu miejskiego dostaje zawału. Cierpliwość, nadzieja i zapobiegliwość o pełen bak to główne cnoty paryskiego kierowcy. Są one niezwykle potrzebne gdy 78 raz przemierzasz te same ulice w poszukiwaniu wolnego miejsca. W końcu machasz ręką i upychasz swój samochód w podziemnych labiryntach na miejscu zbyt wąskim nawet dla fiata pandy. W końcu jesteś już tak szczęśliwy, że z rezygnacją i uśmiechem przyjmujesz cenę 35 euro lub więcej za dobę. Take it easy… już możesz ruszać na podbój miasta, które nigdy nie śpi.