Monitor Eizo – ulubiony przez fotografów, był przyczyną wyjazdu do Gdyni i z przyjemnością stwierdziłam, ze 900 km po polskich autostradach to fajna jazda. Oczywiście od malkontentów zapatrzonych w gęstą siatkę dróg naszego zachodniego sąsiada – można usłyszeć, że to o wiele za mało… być może tak, ale właśnie z lekką obawą myślę o powrocie do Brukseli i zatłoczonych, pełnych remontów niemieckich drogach. Jazda jest nudna, ciężka i niebezpieczna. Wyścigi TIR-ów, szaleństwa kierowców korzystających z braku ograniczeń prędkości, wielokilometrowe korki przed wszystkimi większymi miastami powodowały, że zawsze starałam się minimalizowac liczbę kilometrów przejechanych po Bundesautobahnen. Teraz niestety jest to niemożliwe. Warto jednak pamiętać, ze chociaż w potocznym rozumieniu niemieckie autostrady to pełna wolność … żadnych limitów prędkości, że można jechać, ile fabryka dała i rzeczywiście … na wielu odcinkach tak jest. Ale limity prędkości w Niemczech są rygorystycznie przestrzegane
Już na mniej więcej połowie długości niemieckich autostrad obowiązują limity prędkości a w landzie Brema obowiązuje ogólne ograniczenie prędkości do 120 km/h. Warto także pamiętać o tym, że w Niemczech istnieje coś takiego, jak prędkość zalecana 130 km/h. Kto ją przekroczy, ten automatycznie uznawany jest za winnego wypadku. Co oznacza, że odszkodowanie będzie wypłacane z jego OC. Ale o tym wielu kierowców zdaje się nie wiedzieć.