Zima jest tu wyjątkowo łagodna. Żadnego śniegu, żadnego mrozu nie licząc kilku incydentów gdy przez chwilę było nad ranem minus dwa i “spadł” śnieg pokrywając trawniki, bo nawet nie jezdnie na półtora milimetra. Uciążliwe są silne, lodowate wiatry wiejące przez ten płaski kraj znad oceanu. Wymaga to podglądania jak sobie radzą z tym tubylcy. W pierwszych tygodniach po przyjezdzie dziwiłam się ubiorom przechodniów. Wszyscy raczej niedbale ubrani, nawet w unijnym centrum przy Schumanie wszystkie wychodzące z biur kobiety miały na nogach same płaskie, nieeleganckie buty a zamiast tradycyjnych żakietów kurtki z kapturem. Wszystko ma swoje proste uzasadnienie. Tu po prostu nie da się chodzić w szpilkach po wszechobecnym, nierównym bruku a gdy tak silnie wieje i pada kilka razy dziennie – kurtka jest nieodzowna. Trudne zadanie mają lokalni projektanci i póki co ponoszą kompletną porażkę. Po ładniejsze ciuchy trzeba jeździć do najbliższego większego miasta, do Paryża… To tylko trzy godziny drogi samochodem …