Nie rozczarowały jak Zurych, Bazylea i inne małe miejscowości, ale zachwytu też wielkiego nie było. Oba miasta można podsumować angielskim “nice” … Oba też są ładnie położone nad rozległymi jeziorami. Urokiem Genewy jest mix kultur. Siedziba Organizacji Narodów Zjednoczonych wymusza od swoich członków utrzymywanie przedstawicieli, ich rodzin, biur narodowych. Daje to swoisty tygiel, w którym zebrał się cały świat. Lucerna natomiast urok zawdzięcza ciekawemu położeniu nad najładniejszym Jeziorem Czterech Kantonów z górującymi szczytami pokrytymi śniegiem: Rigi i Pilatusem, skąd mozna podziwiać ładną panoramę miasta i okolic. Starówka zaciekawia słynnym zygzakowatym, drewnianym mostem i malunkami na fasadach budynków, szkoda tylko, że stare i naprawdę piękne sąsiadują z wątpliwej urody współczesnymi “dziełami” domorosłych artystów. Daje to obraz kolorowej kakofonii i obniża znacząco jakość. Warto dodać, że w Szwajcarii nie musisz dysponować cennymi precjozami na co dzień. Popularne są wypożyczalnie “rodowej biżuterii” żeby zabłysnąć wśród znajomych czy klientów. Można wybierać, płacić i czuć się jak arystokrata, choć przez jeden wieczór. Niemal przez cały czas pobytu w tym kraju miałam poczucie, że tracę czas, że jadąc gdzieś indziej mogłabym go lepiej wykorzystać i więcej skorzystać. Z ulgą pakowałam się w dalszą drogę… do Strasbourga 🙂