Otwarte TYLKO przez 3 tygodnie w roku, zachwycają architekturą secesyjną, historią, nazwiskiem projektanta – bo był nim sam król Belgów,  ale nie zawartością. Po godzinie odstanej w kolejce do drobiazgowej, jak na lotnisku kontroli, moje oczekiwania wzrosły… Spodziewałam się feerii barw, egzotycznych roślin, których nie widziałam do tej pory i…nie zobaczę. Niestety, gdyby nie przepięknie zaprojektowane budynki oranżerii i to, że zwiedzałam w grupie wspaniałych kobiet, czas byłby stracony. Kilka rajskich jabłonek, wypielęgnowane trawniki, pelargonie, palmy i paprocie to najciekawsze okazy jakie mozna było obejrzeć. Cóż, bilet wstępu za symboliczne 2.50 euro odzwierciedla jakość oferowanych eksponatów. Wyprawa przez mało eleganckie dzielnice na absolutny kraniec Brukseli nie wydaje mi się godna polecenia…