Mialam wielką przyjemność uczestniczyć w The Permanent Representation of Ireland na
Rue Froissart w irlandzkiej mszy i spotkaniu ku pamięci żołnierza, ktory zginął kilka miesięcy temu. Uroczystość sama w sobie smutna, bo zmarły pozostawił młodą żonę i trzy małe córeczki ale inny aspekt tego wydarzenia jest niezwykle ciekawy. Podobało mi się to, że każdy z wielu przybyłych zapalił świeczkę, którą pozostawił przy zdjęciu Jacka oddając mu tym samym hołd. Mszę celebrował wojskowy ksiądz. Zdjął po prostu marynarkę od munduru, założył prosty, biały ornat bez ozdób, użył zwykłych srebrnych kielichów. Cała msza była na siedząco. Nikt nie dyrygował nami “powstań, siad”. Również komunię podał siedzącej w pierwszym rzędzie wdowie i do ręki każdemu, kto podszedł. W tle sączyła się muzyka: Bridge Over Troubled Water – wspaniałego duetu Simon and Garfunkel i Heal the World Michaela Jacksona. Słowa o zmarłym skierował do jego dzieci. W piękny sposób mówił o tym jak ważnym był człowiekiem i jak ważne rzeczy robił. Myślę, że taką mszę i słowa o zmarłym zapamięta więcej osób, niż polskie silenie się na sacrum, w którym wierni myślami są wszędzie, tylko nie w kościele, biernie uczestnicząc w cotygodniowych obrzędach ze strachu przed ogniem piekielnym. Dzisiaj, po raz pierwszy od wielu lat poczułam, że w tej mszy, choć w obcym języku uczestniczę. Że człowiek w białym ornacie przyszedł dla mnie i stara się mnie przybliżyć do Boga nie udając i nie wmawiając mi, że tym Bogiem jest sam. To było niezwykłe przeżycie, które zapamiętam na zawsze …