U Diora w Granville… Nie dziwię się, że ktoś urodzony w tak niesamowicie cudnym miejscu był wrażliwy na piękno i to piękno tworzył. Samo Granville jest uroczo położone a blady róż ogrodowych kwiatów i szarość skał klifu na którym stoi rodzinny dom Mistrza, to kolory, które przewijały się w jego projektach. Z jednej strony przez okna można podziwiać błękit morza i nieba, z innych kolorowy ogród pełen zieleni i róż. Przechodząc przez wąską furtkę w murze oddzielającym posiadłość od urwiska, kamiennymi schodkami dojść można na plażę kilkadziesiąt metrów niżej lub do centrum miasta. Byliśmy tam kilka lat temu, ale wtedy mogliśmy pozachwycać się tylko przepięknym ogrodem, bo w domu-muzeum trwał remont. Teraz mieliśmy dużo więcej szczęścia. W dobie koronawirusa wejście jest możliwe po wcześniejszej internetowej rezerwacji, ale akurat ktoś nie dotarł i tym spodobem udało się nam wejść, żeby podziwiać ponadczasowe projekty Wielkiego Krawca. Suknie mają po kilkadziesiąt lat a wciąż zachwycają wykonaniem i krojem podkreślającym kobiecość. Zresztą sam Mistrz mawiał, że perfekcja wykonania odróżnia wspaniałe krawiectwo od partaczy. Cóż… miał rację!