Charleroi to nie tylko drugi, brukselski port lotniczy. Charleroi jest bardzo specyficznym miastem i niepospolitą historią. Od lat zdobywa tytuł Najbrzydszego Miasta i jest w tym absolutnie bezkonkurencyjne. Jurorzy mają rację… jego brzydota fascynuje i poraża. Charleroi lata świetności ma dawno za sobą. Ruina, destrukcja i przemoc jest na porządku dziennym. A mimo to, coś nas do niego ciągnie. Tym razem oddaliśmy się w ręce specjalisty. Nicolas Buissart od kilku lat prowadzi kontrowersyjne Urban Safari. Nie wszystkim się to podoba, bo pokazuje… prawdę. Jakiś czas temu czytałam artykuł o wielkim oburzeniu burmistrza, któremu projekt Nico wybitnie się nie podobał. Radni uważają, że Buissart działa na niekorzyść miasta, pokazując je w niekorzystnym świetle. Jednak prawda jest taka, że miasto i przemysł są zrujnowane. Wszędzie dookoła straszą przeraźliwe pustostany i zardzewiałe metalowe konstrukcje, sto metrów od głównego placu obok notabene potężnego budynku Charleroi-EXPO, jest miejsce ulubione przez narkomanów. Tylu igieł i strzykawek nie widziałam nigdzie, nawet na wysypisku odpadów medycznych. Czy rzeczywistość jest tak podła, że nie ma innego wyjścia jak poprawiać ją heroiną? Idąc dalej przez hałdy pokopalniane, do dalekich przedmieść można tylko utwierdzać się w tym stwierdzeniu. Małe, brunatne, szeregowe domki, puste ulice, stare samochody i stacja metra. Jestem pewna, że wygrałaby konkurs na najbrzydszą na świecie. Długi korytarz wprowadzający pomiędzy ceglanymi murami zdaje się nie kończyć. Żadnego okna, dekoracji… nic. Na ziemi zamiast chodnika wysypany żwir, w którym grzęzną nogi po kostki. Mam wrażenie, że nie zdążymy ani na najbliższe ani na kolejne metro. Wyjmuję portfel, chcę kupić bilety… nie ma gdzie. Nie ma automatów, nie ma nawet śladu po nich. Czuję się jak w surrealistycznym filmie. Razem z nami czeka na pociąg para nastolatków. Nie ruszyli się z miejsca przez 10 minut. Stoją na peronie, trzymając się za ręce bez słowa, bez żadnego gestu jak mumie. Przyjeżdża… jeden wagonik tramwajowy! To jest nasze metro? Widzę, że moje pytanie jest nie na miejscu. Jedziemy więc jeden przystanek na gapę. Czuję się dziwnie… okradam to biedne miasto. Wysiadamy w dzielnicy fabryk. Usadowiły się wzdłuż kanału, którym Charleroi połączone jest z Brukselą, Antwerpią i morzem. Lata prosperity XIX wieku dawno odeszły w zapomnienie. Black Town – to adekwatna nazwa i dzisiaj. Dawniej węgiel, przemysł metalurgiczny i wydobywczy powodowały, że Charleroi królowało, natomiast dziś miasto jest czarne z powodu biedy, wszechobecnego brudu i czarnej folii zakrywającej okna wielu budynków. Czy jest jakaś szansa dla miasta? Myślę, ze nie nastąpi to szybko. Gangrena jaka toczy je od dawna jest szalenie rozległa i głęboka, a wszelkie działania wydają się być tylko nic nie znacząca kosmetyką. Pojawiają się takie jaskółki jak nowa galeria handlowa czy remont kilku kamienic, które wykupił miliarder z Antwerpii, ale ludzie potrzebują pracy a nie miejsc gdzie mają wydać pieniądze, których i tak nie mają od dawna. To powoduje narastanie frustracji, masowe depresje i zatrważającą liczbę samobójstw. Młodym pozostaje tylko wyjazd w inne miejsce, tylko czy potrafią sobie dać radę w świecie gdzie rządzi pieniądz i ciężka praca? Oni tego prawie nie znają żyjąc na zasiłku. A jednak miasto ma coś magicznego… wyjeżdżając, wiedziałam, ze tam jeszcze wrócę… /link do Urban Safari poniżej/