POD MOST…
Co robić popołudniami gdy lockdown belgijski pozwala nam na przemieszczanie w obrębie państwa? Wsiadać w samochód i poznawać ten kraj, w którym przez chwilę się mieszka. W ciągu godziny, półtorej można dotrzeć do najdalszych zakątków. Dzisiaj ten zakątek to Vroenhoven a ściślej most nad kanałem Alberta, rzut beretem od niderlandzkiego Maastricht.
To właśnie walki na moście Vroenhoven i wokół niego zapoczątkowały drugą wojnę światową w Belgii. W czasie inwazji niemieckiej usiłowano go wysadzić w powietrze – nie udało się, kilkakrotnie próbowano go zbombardować – również się temu oparł, dopiero całkiem niedawno w 2009r. wysadziła go cywilna firma zajmująca się wyburzaniem na zlecenie. Był za stary, za wąski, tamował ruch pomiędzy Belgią a Holandią. Rok później oddano nowiutki most pod którym znalazło się miejsce dla interaktywnego muzeum.
Można przeżyć inwazję niemiecką godzina po godzinie oczami żołnierzy i cywilów ale też zapoznać się z innowacyjną siłą Kanału Alberta i żeglugi śródlądowej.
Poza pandemią działa przyjemna kawiarenka na tarasie z widokiem na wodę, jest amfiteatr o ciekawej architekturze a nawet ścianka wspinaczkowa. W cały ten projekt został wkomponowany ocalały bunkier w którym w czasie wojny zginęło dziesięciu belgijskich żołnierzy a tuż obok stoi pomnik z wiecznie płonącym płomieniem. Jest on częścią ogólnoświatowego projektu ?World Peace Flame?. Na wszystkich kontynentach jest 9 miejsc, w których płonie Światowy Płomień Pokoju.
Wystarczy wpisać w Google: vroenhoven burg, poczytać, popatrzeć czy nas to interesuje, może znaleźć coś ciekawego tuż obok… Poza wartościami poznawczo-historycznymi, jest to niebywale fotogeniczne miejsce, które można eksplorować do granic własnej wyobraźni.