Czy ktoś normalny z własnej woli chce powąchać gaz bojowy? Albo przejść okopami w kompletnej ciemności słysząc za sobą przyspieszone, głośne oddechy, rozmowy i ciężki kaszel?
Zrobiłam to i żyję, ale muszę przyznać, że przeżycie jest niesamowite! Głęboko wżerające się w mózg, nie do zapomnienia. Przez kilka kolejnych nocy słyszałam ten straszny kaszel przez sen, a zapach po otwarciu słoiczka Sarepskiej już na zawsze kojarzyć mi się będzie z iperytem.
To był absolutny przypadek, do Diksmuide na północnym zachodzie Belgii pojechaliśmy zobaczyć 26 Beginaż, ale od razu zaintrygowała nas wysoka wieża na horyzoncie, widoczna z każdego miejsca w miasteczku.
Wjechaliśmy szybkobieżną windą na wysokość 84 m, z tarasu widokowego roztacza się widok na rzekę Yser i płaskie pola, które były miejscem przez które przetaczał się wielokrotnie front I Wojny Światowej. Gdy armia niemiecka przekroczyła na wschodzie granicę Belgii, skierowała się przede wszystkim w stronę strategicznych portów francuskich Calais i Dunkierki. Na trasie znalazło się właśnie Diksmuide. Aby na chwilę zatrzymać Niemców i dać czas Francuzom na umocnienie pozycji w tych miastach, postanowiono otworzyć śluzy na rzece i zalać jak największe tereny. Manewr się udał, ale w rezultacie zamiast być tylko punktem przez który armia przeszła dalej – Diksmuide pozostało na linii frontu przez całą wojnę. Bitwa Yser była dość kosztowna, pomijając zniszczone niemal do poziomu ziemi miasto, zginęło tam około 20 tysięcy belgijskich żołnierzy o ponad 70 tysięcy niemieckich.
Muzeum w wieży Yser, należącej do sieci muzeów pokoju ONZ, mieści się na 22 piętrach, schodząc ze szczytu, przechodzimy przez wszystkie stadia Wielkiej Wojny, po drodze jest wspomniana niezwykle realistyczna wizja walki w okopach i zapachu iperytu siarkowego, ale też informacje o strategii, środkach i możliwościach walczących armii.
Co ciekawe, to Francuzi pierwsi użyli gazu bojowego w czasie I WŚ. Zresztą gazów było wiele gatunków – od nieszkodliwych, łzawiących po toksyczne o opóźnionym działaniu. W ciągu całej wojny w laboratoriach chemicznych poszukiwano jak najefektywniejszego gazu. Wiadomo, że w tym wyścigu uczestniczyły znane do dzisiaj niemieckie laboratoria jak BASF, Bayer czy Henkel. Szczególnie w ostatnim roku wojny broń chemiczna używana była masowo po obu stronach frontu. Fakty są takie, że ponad 1/4 wszystkich pocisków wystrzelonych w ostatnim roku wojny posiadało chemiczny ładunek. Łącznie w I Wojnie Światowej użyto 124 200 ton trujących gazów, w tym: Niemcy: 70 000 ton, Francja: 35 000 ton, Anglia: 10 000 ton a Austria, Rosja i USA resztę.
Niedaleko Wieży Pokoju jest Muzeum okopów – wzdłuż rzeki Yser pozostawiono kilkaset metrów umocnień, które do dziś przypominają o tragedii Wielkiej Wojny. Stwardniałe na kamień stuletnie worki z piaskiem, zabezpieczające wąskie okopy, wyznaczają miejsca, w których przez cztery lata żyli i ginęli żołnierze. Co ciekawe, linia frontu przesuwała się czasami tylko o kilkaset metrów w ciągu kilku miesięcy, a okopy niemieckie i belgijskie w niektórych punktach dzieliło jedynie kilkanaście metrów!
Dzięki temu, w 1914 roku na froncie I Wojny Światowej po raz pierwszy mogło zaistnieć niesamowite wydarzenie: około 100 000 żołnierzy brytyjskich i niemieckich brało udział w nieformalnym rozejmie. Niemcy ustawili świece na swoich okopach i choinkach i zaczęli śpiewać kolędy, tym samym odpowiedzieli Brytyjczycy ze swoich okopów. Obie strony wykrzykiwały sobie nawzajem życzenia bożonarodzeniowe, a nawet część zdecydowała się spotkać na ziemi niczyjej, gdzie wymieniano drobne upominki, takie jak jedzenie, tytoń, alkohol, ale też guziki i kapelusze. Odbyły się wspólne nabożeństwa. W wielu miejscach rozejm trwał przez całą noc Bożego Narodzenia, a w innych aż do do Nowego Roku.
Jeden z młodych żołnierzy pisał do swojej matki w liście:
„(…) tego ranka panowała martwa cisza, jak najdalej po drugiej stronie krainy. Krzyczeliśmy „Wesołych Świąt”, chociaż nikt nie był wesoły. Cisza skończyła się wczesnym popołudniem i zabijanie zaczęło się od nowa. To był krótki pokój w straszliwej wojnie(…)”.
Na frontach tej wojny oczywiście walczyli również Polacy, ale jeszcze jeden niezwykle ważny polski akcent wpadł mi w oko w sklepiku muzealnym – książka o Marii Curie i jej córce Irene.
Kiedy zaczęła się wojna, aparaty rentgenowskie były dostępne tylko w szpitalach. Za daleko od linii frontu, gdzie były tak naprawdę potrzebne, a to właśnie dzięki prześwietleniom można było dokładnie ustalić, gdzie jest pocisk czy odłamki w ciele rannego. Uczona postanowiła zainstalować aparaty na furgonetkach i wyruszyć na front, gdzie jej bezcenna wiedza dałaby chirurgom informacje na temat stanu ich pacjentów. Na problem braku elektryczności na liniach frontu również miała odpowiedź – wykorzystanie energii produkowanej przez silniki samochodów. Na te innowacje potrzebne były jednak fundusze – przystąpiła więc do Związku Kobiet Francuskich, charytatywnej organizacji, która zgodziła się przekazać pieniądze na pierwszy samochód, który odegrał ważną rolę podczas niesienia pomocy rannym w bitwie pod Marną. Starcie było bardzo ważne dla przebiegu wojny, bowiem uniemożliwiło Niemcom zajęcie Paryża i tym samym przeprowadzenie planu „wojny błyskawicznej”. Oczywiście okazało się, że jeden taki samochód to za mało. Curie wykorzystała swoje znajomości i wkrótce liczba furgonetek z aparatami rentgenowskimi wzrosła do 20 sztuk. Potrzebne były jeszcze przeszkolone załogi, 20 wolontariuszek ukończyło kurs zorganizowany przez noblistkę i jej córkę. Sanitariuszki zdobyły elementarną wiedzę z anatomii, elektryczności i oczywiście z wykonywania zdjęć rentgenowskich. Kursy trwały dalej, aż około 150 absolwentek było gotowych do obsługiwania aparatów rentgenowskich. Maria Curie sama również nauczyła się prowadzić samochód i pojechała na front. Furgonetki Marii stały się bardzo znane i zyskały przydomek „małych Curie”. Niektórzy badacze twierdzą, że uczona sama zapłaciła za swoją wojenną działalność najwyższą cenę. Kilka lat po wojnie zdiagnozowano u niej złośliwą anemię i chorobę popromienną. Przez wiele lat uważano, że przyczyną śmierci Noblistki była praca z promieniotwórczymi pierwiastkami, ale w pobranej w 1995 roku próbce szczątków Marii nie znaleziono śladów radu. Naukowcy przypuszczają, że przyczyną ostrego przebiegu chorób i śmierci była właśnie jej działalność na froncie I Wojny Światowej. Wychodząc z muzeum przechodzimy koło dużych napisów: „Co pozostało z życia? Co pozostało z Kraju?” – chyba każdy opuszczający to miejsce przynajmniej przez chwilę się zastanawia nad tymi pytaniami.