Z Le Mont Saint Michel – normandzkim „Księciem Przypływów”, konkuruje urodą nieopodal położone bretońskie Saint-Malo, znane jako „Miasto Korsarzy”. To stąd wypływali piraci pracujący na zlecenie rządu pod przywództwem René Duduay-Trouin, którego pomnik góruje nad murami obronnymi. Saint-Malo ma wszystko, co potrzebne by walczyć o palmę pierwszeństwa wśród turystów. Jest długa, płaska, złota plaża z drewnianymi falochronami, na której na początku przypływu, delikatna warstewka wody tworzy coś w rodzaju lustra, w którym przeglądają się obłoki zatracając granicę pomiędzy niebem a ziemią. Jest też charakterystyczne, sporych rozmiarów Intra-muros czyli centrum miasta z restauracjami, barami, galeriami – otoczone w całości grubym murem obronnym, po którym można spacerować podziwiając przypływy i odpływy. Są malownicze, skaliste wysepki: Petit Bé i Grand Bé na której pochowany jest francuski pisarz François-René de Châteaubriand znany ze swoich „Pamiętników zza grobu” i jest unikat – zachwycający kamienny, ogromny basen na plaży, napełniający się wodą w czasie przypływu, przy niskiej wodzie odsłaniający wieżyczkę do skoków i zapewniający bezpieczną kąpiel plażowiczom. Specjalnością lokalnej kuchni są crepes – francuskie naleśniki z milionem dodatków oraz małże gotowane w cydrze o boskim, delikatnym smaku, którego nie spotkałam nigdzie indziej. Odległość z Brukseli taka jak na Lazurowe Wybrzeże, ale o ile ciekawiej w kwestii smaków, niezwykłych miasteczek i unikatowej przyrody…