Od trzech miesięcy jest postrachem ludzi od Chin, poprzez Włochy, Koreę i resztę świata. Wczoraj Polska zamknęła granice, szkoły, kina, restauracje i galerie. Sugestie nieopuszczania domu większość ludzi akceptuje i rozumie. Tu w Belgii identycznie pomimo, iż spotkania w restauracjach i barach to belgijskie dobro narodowe. Mało kto gotuje w domu, a jeżeli tak, to zazwyczaj gotowe półprodukty do podgrzania w mikrofali czy piekarniku. W czwartkowy wieczór zostały ogłoszone wszelkie dyspozycje i… w piątek rano cała Belgia ruszyła do sklepów po jakieś zapasy. Ja też… i powiem szczerze, że w sklepie, w którym NIGDY nie było kolejek, teraz było około sto metrów do wejścia. Inna sprawa to loty. Tak się złożyło, że mamy wykupione bilety do Warszawy na przyszły tydzień. Wczoraj LOT zawiesił wszystkie połączenia i pomimo, iż zrezygnowaliśmy już jakiś czas temu nie patrząc na straty finansowe, chyba znajdziemy się w grupie, którym przysługuje zwrot lub zamiana rezerwacji. W całym tym ambarasie, panice i strachu, jest to najmniejszy problem.
Obawa o zdrowie i życie swoje i bliskich jest tak wszechobecna, że chyba nikt nie jest w stanie tego opisać.