Delft to nie tylko miasto słynnej błękitnej porcelany, ale też miasto niezwykłego malarza Jana Vermeera. To przy jego obrazach tłumnie gromadzą się zwiedzający. Ja rownież poświęciłam mu dużo czasu w Rijksmuseum w Amsterdamie podziwiając Mleczarkę, List miłosny, Kobietę w błękitnej sukni, Uliczkę… czy w paryskim Luwrze – Astronoma i słynną Koronczarkę. Ale to namalowana w Delft Dziewczyna z perłą jest królową jego obrazów. Dziewczyna mieszka teraz w Hadze, w Mauritshuis – Królewskiej Galerii Malarstwa wraz z Widokiem Delft i Toaletą Diany i jest magnesem przyciągającym ludzi niczym Mona Lisa. Vermeer nie był płodnym malarzem, stworzył około 30 obrazów, malując tylko 2-3 rocznie, ale prawdopodobnie osiągały one dość wysokie ceny. Dochody z samego malarstwa nie wystarczały jednak na życie i aby utrzymać żonę i dziesięcioro dzieci musiał zarabiać w inny sposób. Do sławy Vermeera we współczesnym świecie niewątpliwie przyczyniła się literatura, a później kino. Nazwisko artysty wielokrotnie pojawia się u Prousta w „W poszukiwaniu straconego czasu” gdy jeden z bohaterów – Bergotte, umiera przed obrazem Widok Delftu. Natomiast w powieści Dziewczyna z perłą, amerykańska pisarka Tracy Chevalier dość interesująco opisała okoliczności powstania tytułowego obrazu. Książkę później spopularyzował film o tym samym tytule Petera Webbera ze znakomitymi aktorami Scarlet Johansson i Colinem Firthem. Ale trzeba pamiętać, że oba dzieła są jednak tylko wizją artystyczną i nie opierają się na faktach.

Samo Delft leży pomiędzy Rotterdamem a Hagą i jest jednym z nielicznych miast, których układ nie zmienił się od powstania w Średniowieczu. Stare Miasto na planie prostokąta poprzecinane jest siecią szerokich kanałów, napełnionych niezwykle czystą wodą. Nad centralnie położonym rynkiem góruje Nieuwe Kerk, ze wspaniałym grobowcem Wilhelma l Orańskiego. Wilhelm Orański jako namiestnik niderlandzkich prowincji próbował dokonać ich zjednoczenia. Jednak było to wbrew Filipowi II – królowi Hiszpanii, do którego te tereny wówczas należały. Przyłączając się do wewnętrznego oporu magnaterii, zarazem sprzeciwiając się Filipowi II, stracił swe stanowisko, ale zyskał ogromne poparcie i popularność wśród ludności. Jednym z powodów tych wydarzeń były toczące się w tym czasie konflikty pomiędzy katolikami a protestantami. Niderlandzkie prowincje, głównie protestanckie, sprzeciwiały się ograniczeniom i represjom narzucanym przez katolickiego władcę Hiszpanii. Wilhelm  na fali popularności, osiedlił się w Delft w klasztorze św. Agaty. Pewnego dnia w swoim domu został zaatakowany przez Balthasara Gérarda – fanatyka religijnego i zwolennika króla Hiszpanii. Trzy oddane przez napastnika strzały były śmiertelne. Gérard próbował uciec, ale został schwytany i osadzony w więziennej wieży ratuszowej. Tam czekała go okrutna nawet jak na ówczesne standardy śmierć. Zanim go zabito wypróbowano chyba wszelkie znane metody tortur.  Męczeńska śmierć Wilhelma miała ogromne znaczenie dla Holendrów, a on sam jako „Ojciec Holandii” stał się symbolem walki o wolność i niepodległość kraju. Jest protoplastą rodu panującego w Holandii do dziś, a o jego znaczeniu dla kraju świadczy wiele symboli. Hymnem Holandii jest pieśń napisana ku czci Wilhelma. Nawet na holenderskim herbie widnieje napis „Je maintiendrai” – „Ja utrzymam”, który był mottem przewodnim życia Wilhelma.

Naprzeciw Nieuwe Kerk wznosi się piękny ratusz, a za nim budynek Teatru Miejskiego. Najstarszym kościołem w Delft jest Oude Kerk z XIII wieku z przekrzywioną wieżą, choć nie tak słynną jak w Pizie. Prawdopodobnie w czasie dobudowy sto lat później przesunięto przylegającego kanał, co spowodowało niestabilność podłoża i pochylenie wieży.

Urody miastu dodają piękne kanały, które na wiosnę pokrywają się roślinami wodnymi i kwiatami. W ładną pogodę mieszkańcy wystawiają na bulwary stoliczki i miło spędzają czas z przyjaciółmi niemal jak nad jeziorem. W czasie spacerów po mieście, oprócz wielowiekowej historii widocznej na każdym kroku i wspaniałych zabytków, w nieustanny zachwyt wprawiała mnie lekkość i pewność parkowania tamtejszych kierowców, którzy swoje auta wprowadzali jednym, płynnym ruchem na kilkanaście centymetrów od krawędzi kanału… może każdy powinien tam poćwiczyć parkowanie w kopertę..:)