Opuszczając gorącą jak piec Prowansję i Lazurowe Wybrzeże jesteśmy bardzo szczęśliwi, że  dla aklimatyzacji do normalnych temperatur, jeszcze kilka dni pojeździmy po Masywie Centralnym.

Auvergne – po polsku Owernia – to takie francuskie Podlasie. Czas płynie dużo wolniej, widok super-jachtów i super-samochodów zastąpiły wąskie drogi, potężne lasy i krowy rasy limousine. To z ich mięsa jemy niebiańsko smakujące steki i dzięki nim Owernia słynie z serów. Ale to, co nas tu przyciągnęło na dłużej, to pasma wulkanów. Zwykle przejeżdżaliśmy przez ten region autostradami, z których tylko na horyzoncie majaczą się stożkowe szczyty. Oczywiście są to wygasłe wulkany ale rozrzucone na powierzchni prawie 4000 km2. Na pierwszy, najbardziej znany Le Puy de Dôme 1464 m n.p.m. tuż przy stolicy regionu Clermont-Ferrand wjeżdżamy specjalnym, panoramicznym pociągiem, który wspina się spiralnie dookoła wulkanu dowożąc turystów niemal na sam szczyt. Fajnie jest zjeść lunch na tarasie restauracji z widokiem na łańcuch Chaîne des Puys, przejechać się tuż pod szczytami wąziutką drogą D17 na ikoniczny Puy Mary, czy choć z daleka popatrzeć na najwyższy wulkan Owerni Puy de Sancy 1886 m n.p.m. Fajnie też by było przelecieć się helikopterem nad kraterami… może kiedyś…