Wyjazd z domu o 3.00, by w ciemnościach, jak najszybciej przejechać pustymi autostradami 400 km i wraz z bladym świtem stanąć na absolutnie pustej plaży francuskiego Alabastrowego Wybrzeża. Pierwsze międzylądowanie tej wycieczki zaliczone. Oprócz tradycyjnej ścieżki na górę wschodniego klifu prowadzącej prosto z plaży, jest dla wtajemniczonych wąziutka lokalna uliczka prowadząca na szczyt, tuż przy kamiennym kościółku. Momentami jest tak stroma, że w samochodzie można poczuć się jak w kokpicie rakiety w czasie pionowego startu. Wyjazdy zimowe mają ogromną zaletę. Mało komu przychodzi do głowy równie zwariowany pomysł, żeby zamiast w ciepłym łóżku w zimny, lutowy poranek biegać po stumetrowych klifach i kamienistych plażach. A jednak… po chwili pojawił się jeden człowiek z aparatem. Równie zdziwiony naszą obecnością jak my jego… Ale – robiliśmy zdjęcia w symbiozie, bez słów, nie psując sobie wzajemnie kadrów..:)