FRANCJA – TAM, GDZIE PIKARDIA SPOTYKA NORMANDIĘ
Ta wycieczka nie była planowana, po prostu w sobotni poranek wstaliśmy, zjedliśmy śniadanie i … zrobiliśmy 700 km. Początkowo celem było morskie miasto Le Tréport na normandzkim Wybrzeżu Alabastrowym, ale szybko okazało się, że wystarczy przejechać na drugą stronę portu, aby poczuć ducha Belle Époque wśród kolorowych willi Mers-les-Bains.
Le Tréport zachwyca swoją niesamowitą lokalizacją. Otulające go wysokie do 106 m.n.p.m klify i port rybacki, nadają miastu wyjątkową atmosferę. Restauracje wzdłuż nabrzeży nawet w zimie są pełne, jednym ze specjałów tutaj jest omlet tréportaise z małżami i krewetkami ale też fantastyczne zupy z dzikich ryb, czy z homara. Takie zupy można nawet w ilościach hurtowych zakupić w słoikach w Poissonnerie La Côte i cieszyć się ich smakiem po powrocie do domu.
Zagłębiając się w dzielnicę Cordiers podziwiamy dobrze zachowane wąziutkie domy rybaków. Niektóre maja mniej niż trzy metry szerokości, wiele z nich, zdobią ceramiczne płytki, kolorowe balkony z kutego żelaza i wykuszowe okna. Pierwsze domy zbudowane były u podnóża klifów, na kamienistym podłożu już w XVIII wieku przez biednych poławiaczy, których nie stać było nawet na kupno sieci. W czasie II wojny światowej miasteczko było częścią Wału Atlantyckiego, co spowodowało zniszczenie części dzielnicy. Klif w każdym miejscu jest bardzo bliskim sąsiadem, niemal dotyka kamieniczek, ale też mieści w sobie niespodziankę – kolejkę linową w tunelu, którą można się dostać na jego szczyt, skąd rozciąga się bajeczny widok na oba miasteczka, port i charakterystyczne kamieniste plaże. Te kamienie są częścią dziedzictwa i przez długi czas były źródłem utrzymania mieszkańców. Wprawne oko wyróżni w tej masie ich trzy rodzaje: najcenniejsze – okrągłe, szare, nie zawierające pierwiastków metalicznych, używane w kosmetyce, produkcji pasty do zębów, malarstwie i ceramice, czarne – używane do produkcji angielskiej porcelany, natomiast te mniej doskonałe służą do budowy dróg czy ścian domów w Normandii. Tuż obok starego ratusza, przy muralach przedstawiających historię i tradycyjne rzemiosło Le Tréport kilka lat temu zainstalowano dwa zdjęcia i tablicę informującą o dziejach tej działalności. W latach 80-tych XX wieku, ostatni zbieracze kamieni: Lucien Marcassin i jego żona Nelly wraz z ich ciężko pracującą klaczą Sophie pozowali przy swojej pracy fotografowi. Luc Girard po latach odnalazł te zdjęcia w swoim prywatnym archiwum, by mogły zawisnąć na ścianie muzeum starego miasta a pani Nelly uświetniła tę uroczystość wraz ze swoją rodziną.
Na górze klifu biegnie wygodna, bezpieczna alejka z wieloma ławeczkami na których można odpocząć i chłonąć widoki oddychając morskim powietrzem. Pod koniec XIX wieku zbudowano tam wspaniały, rozległy hotel Trianon, którego projektantami byli słynni architekci: Henry Sauvage i Charles Sarazin znani z realizacji eleganckiego Domu Handlowego La Samaritaine w Paryżu.
pocztówka
Ten luksusowy hotel na szczycie klifu z trzema setkami pokoi miał przyciągnąć klientelę zamożnej burżuazji i konkurować z pobliskim nadmorskim kurortem Paris-Plage. Przy hotelu powstało 18-sto dołkowe pole golfowe, boisko do tenisa, hokeja i duży ogród, ale oczekiwany tłum bogaczy nie przybył. Oddany do użytku w lipcu 1914 roku hotel, w pierwszym sezonie został wykorzystany tylko jako szpital wojskowy, gdyż zbiegło się to z rozpoczęciem Wielkiej Wojny. Nigdy nie nie posłużył bogatym gościom i nie odbudował swojej pierwotnej świetności, w 1942 roku wysadziły go wojska niemieckie pod pretekstem wyeliminowania go jako punktu orientacyjnego dla lotnictwa aliantów. Pozostały po nim jedynie elementy pierwszego tarasu z eleganckimi schodami prowadzącymi na niższy poziom parku. To bardzo smutne, że obie wojny pozostawiły tylko tyle z projektów, marzeń, pracy i ogromnych pieniędzy włożonych w budowę tego hotelu.
Widok z klifu ponad tunelem kolejki jest na rzekę Le Bresle, która tuż przed ujściem przechodzi w Canal d’Eu à la Mer rozdzielający się na port rybacki i jachtowy. Koniec zachodniego molo od 1844 roku wieńczy niewielka – 14 metrowa biało-zielona latarnia morska do której prowadzi charakterystyczny drewniany pomost spacerowy, natomiast wschodnia strona to Mers-les-Bains z dworcem kolejowym, dzięki któremu rozwinęły się te siostrzane miasteczka.
Wszystko zaczęło się pod koniec XIX wieku, wraz z odkryciem kąpieli morskich i ich terapeutycznych korzyści a pociągi przywiozły pierwszych wczasowiczów. Korzystający z talasoterapii wykorzystywali całe spektrum czynników związanych z morskim klimatem, wodą, piaskiem, wodorostami i owocami morza a Mers, maleńki port rybacki, doświadczył dzięki temu spektakularnego rozwoju. Zachwyceni nową rozrywką bogaci goście początkowo wynajmowali kwatery, ale dość szybko zaczęli budować własne wille z większymi wygodami. Tak powstała spora dzielnica przeznaczona na wakacje, składająca się obecnie z prawie 600 willi. Pierwsze domy zaczynają się tuż pod urwiskiem, poniżej pierwotnej wioski. Ta część nadmorskiej dzielnicy składa się głównie z klasycznych domów mieszczańskich z prostymi żelaznymi balustradami i znikomą ilością zdobień. Natomiast następne wille projektowane były już przez modnych wówczas architektów Belle Époque. Przez elegancję i wyrafinowanie, wille pokazują poziom społeczny właścicieli. Im bliżej miasta Le Tréport, tym odważniejsze i bardziej zaskakujące architektonicznie projekty. Kolorystyka, balkony, łukowe okna, markizy, wykusze, frontony stają się coraz bardziej szalone. Dekoracja jest niewyczerpana, z przewagą niebiesko-zielonych emaliowanych cegieł, płytek z piaskowca, ceramiki, mozaiki czy nawet maszkaronów. Mieszają się style od anglo-normańskiego, flamandzkiego, pikardyjskiego, renesansowego do nawet mauretańskiego. Ludwik XIII sąsiaduje ze stylem Napoleona III i lat 30-stych. Kilka willi to perełki Art Nouveau inspirowane domeną roślinną lub kwiatową. Wiele z nich ma nazwę na fasadzie, aby je zidentyfikować i odróżnić od innych. Są to głównie żeńskie imiona jak Hortense, Française, bliźniacze wille Hélèna i Jan lub terminy zapożyczone z natury: La Violette, Les Lilas, Cyclamen, Les Iris, Les Phloxlub, elementy związane z morzem: La Vague, L’Horizon, L’Etoile de mer, czy inspirowane muzyką, czego przykładem jest willa Rigoletto. Spacer po kolorowej dzielnicy jest jak smakowanie czekoladek z bombonierki. Każda jest inna, inaczej zapakowana o innym smaku i każda zachwyca.
Co roku, w czwarty weekend lipca Mers-Les-Bains ożywia ducha Belle Époque organizując wielką La Fête des Baigneurs dla plażowiczów. Przez dwa dni mieszkańcy i turyści ubierają się w staromodny sposób a miasteczko staje się mekką starych samochodów, bryczek zaprzężonych w konie a nawet pociągu parowego, dla którego specjalnie instalowane są szyny na nadmorskiej promenadzie. To także konkursy, pokazy ratownictwa morskiego z nowofundlandami, wystawa starych strojów kąpielowych, koncerty i wypożyczalnie kostiumów z epoki. Jeżeli koniec lipca nie jest dobrym terminem – nic straconego, sąsiedni Ault organizuje bliźniaczą imprezę przed wakacjami, już w czerwcu. Po powrocie do domu od razu rezerwuję czas i hotel, bo to imprezy, w których chociaż raz w życiu trzeba uczestniczyć.