To moja czwarta wizyta w tej normandzkiej perełce, ale dopiero dzisiaj mogę podziwiać cały urok kolorowych kamienic. W lecie wszystkie restauracje i kawiarnie rozstawiają stoliki, rolety osłaniające klientów od słońca, wiatru czy deszczu przed kamienicami. Nie widać ich pełnej urody. Dziś z zachwytem patrzyłam i zakochałam się na nowo, jeszcze mocniej w tym miejscu. Białe obłoki gonione silnym, lodowatym wiatrem przeglądały się jak w lustrze – w centralnie położonym basenie portu jachtowego otoczonego reprezentacyjną ścianą wysokich, charakterystycznych dla tego regionu kamienic obkładanych grafitowym łupkiem. Tylko śniadanie, czy jak inni mówią “brancz” mnie lekko zdezorientowało, bo za cenę dobrego obiadu, dostałam jajko sadzone na cieniutkim plasterku szynki i kawę…ale za to z widokiem na miasteczko… i chyba głównie to zawierała cena posiłku..:)