Gdy w 2013r. leciałam do Rzymu w czasie walentynkowym – Papież Benedykt XVI abdykował. Miesiąc później znów leciałam do Rzymu, trwało właśnie konklawe, nie miałam zamiaru wchodzić w tłum, tym bardziej, ze zapowiadały się długie obrady. Stało się inaczej… gdy szłam pod prąd via Conciliazione w stronę Bazyliki św Piotra, słyszałam różne opinie: najpoważniejszym kandydatem dla Włochów mających już dość obcych w Watykanie był Angelo Scola arcybiskup Mediolanu i z niego cieszyliby się wszyscy. Wchodząc na plac – usłyszałam pomruk tłumu, pojawił się biały dym nad Kaplicą Sekstyńską… Jest nowy papież, ale dopiero za chwilę wyszedł na balkon i nie spodziewający się takiego obrotu sprawy tłum jęknął z zawodem. Zamiast Mediolańczyka, pojawił się Kardynał Jorge Mario Bergoglio – nowy papież Franciszek…
Teraz przyleciałam do Bukaresztu kilka dni po tragedii w dyskotece, gdzie w płomieniach zginęło ponad 30 młodych ludzi. To wydarzenie było jak zapalnik. Ludzie gromadzili się w historycznym miejscu, gdzie w 1989r w czasie ich krwawej rewolucji opancerzony wóz wjechał w tłum i wraz innymi, zginął francuski dziennikarz Jean Louis Calderon. To miejsce miało i ma dla Rumunów niezwykłe znaczenie. Wydawało się, że wtedy wygrali, czas pokazał, że zmieniły się tylko osoby na szczycie. Bieda, dewastacja, ubóstwo sięgnęło dna a co za tym idzie – frustracja i rozgoryczenie zenitu. Wszystko obserwowałam z poziomu chodnika i z balkonu 18 piętra hotelowego pokoju. Tej nocy premier podał się do dymisji, ale Rumuni są tak zdesperowani, że chcą więcej. W kolejne dni nie ustają w protestach. Nie wiemy co będzie dalej, ale myślę, że żyjemy w niesamowicie ciekawych czasach. Jest mi dane uczestniczyć w kolejnych etapach historii… czasem ogromnym zbiegiem okoliczności mogę jej dotykać, uczestniczyć bezpośrednio. Zastanawiam się do jakiego kraju teraz pojechać… może obalić jakiś rząd, prezydenta, jakieś propozycje?