Od kilku miesięcy cała Polska żyje wyborami prezydenckimi. Pierwszy termin w środku pandemii koronawirusa, ustalony na 10 maja został słusznie anulowany. Nie obyło się bez przepychanek politycznych i grania zdrowiem Polaków. W zależności od potrzeb rządzącej partii, wirus był, nie było go, było bezpiecznie, niebezpiecznie… Nowy termin 28 czerwca również nie był zbyt szczęśliwy, duże ogniska wirusa na Śląsku spowodowały konieczność wprowadzenia głosowania korespondencyjnego w niektórych okręgach. Korespondencyjnie głosowała również Polonia rozrzucona po całym świecie. Powodowało to dziwne praktyki: Polacy w niektórych krajach otrzymywali pakiety wyborcze bez obowiązkowych dwóch pieczęci, co dawało pole do matactwa przy liczeniu głosów. Gdy karta do głosowania zawierała X przy odpowiednim kandydacie, pieczęć mogła być dostawiana, co dawało głos WAŻNY. Jeśli przy nieodpowiednim nazwisku – głos był liczony za nieważny! Pomijam bezczelne układanie na jeden stosik głosy na różnych kandydatów i przypisywanie ich TEMU JEDNEMU! My mieliśmy z wyborami nasz prywatny galimatias… Na pierwszy, majowy termin wypisaliśmy się z naszych polskich okręgów: ja z Lublina, M z Warszawy jednocześnie zgłaszając akces głosowania w ambasadzie w Brukseli. Zmiana terminu wyborów i nasz wyjazd do Polski spowodował, że Musieliśmy wypisać się z Brukseli i powrócić do okręgów wyborczych w Polsce. Przy czym M pozostał w warszawskim okręgu a ja przez nieoceniony w takich przypadkach Profil Zaufany musiałam przenieść się z Lublina do Warszawy, aby wyeliminować konieczność jazdy w ten dzień kilkaset kilometrów. Szczęśliwie udało się 28 czerwca zagłosować na Żoliborzu. Serce się radowało, widząc tłumy ludzi w kolejce do urn pomimo ogromnego upału. Jak wiadomo, nie zakończyło się na pierwszej turze, a ponieważ w czasie drugiej tury będziemy już znowu w Brukseli… cała procedura ruszyła na nowo: należało się wypisać z Warszawy i dopisać do listy wyborców za granicą. Było na to tylko 24 godziny czasu bezpośrednio po pierwszej turze wyborów. Pośpiech i niepokój czy wszystko się uda, czy nie zawiesi się strona przez którą się to załatwia, jak to się stało w niektórych krajach. Uff… pozostało oczekiwanie na pakiety wyborcze z konsulatu i obawa, czy poczta belgijska znana z totalnej niewiarygodności stanie w tym wypadku na wysokości zadania. Po powrocie z Polski, biegałam co chwilę do skrzynki i … są!!! Dwie wielkie koperty z wizerunkiem orła w koronie i nadrukiem: Ambassade de la République de Pologne a Bruxelles – Section Consulaire wysłane priorytetem dotarły bezpiecznie. Teraz spacerek do konsulatu i… oczekiwanie na wyniki!