Pierwszy dalszy wyjazd w dobie pandemii koronawirusa. Tuż przed wyjazdem zniesione zostały obostrzenia związane z dwutygodniową kwarantanną w Polsce i wprawdzie nie mieliśmy wątpliwej przyjemności oczekiwania godzinami na granicy niczym za czasów Zimnej Wojny, ale atmosfera wszędzie nieciekawa. Od całkowitej beztroski połączonej z radosnym twierdzeniem, że wirus to wymysł Billa Gatesa do fanatyków nakładających trzy maseczki na twarz. Żyjemy w wyjątkowo ciekawych czasach. Tak ciekawych, że mamy wielką ochotę z tej wyjątkowości zrezygnować na rzecz przewidywalności i nudy. Szybko zbliżający się ślub mojej córki zmusza mnie do wielu refleksji na temat strachu przed drugim człowiekiem. Powiększyła się znacząco strefa naszego osobistego komfortu. Półtora metra, dwa metry… każdy człowiek znajdujący się bliżej to wróg. Jak więc składać życzenia młodej parze, jak ich wycałować w tym szczególnym dniu, jak zatańczyć z dawno niewidzianym kuzynem czy z ulubioną ciocią… środki ostrożności zmieniły nasze życie. Jednych bardzo zbliżyły, innych tym bardziej oddaliły.
Jutro wracamy do drugiego domu, podróż, hotel i nieco inne wymagania sanitarne. Trzeba nacisnąć w głowie przycisk ,,Belgia,, i przejść w tamten tryb.