Fantastyczna pogoda, słońce i niebieskie niebo. W całym Paryżu rzesze ludzi z całego świata. Kilometrowe kolejki do wszystkich muzeów a w Parku Bagatelle cisza i spokój. Przepiękne miejsca mają zazwyczaj swoje interesujące historie, Bagatelle również. Park powstał niejako przez zamiłowanie do hazardu tuż przed wybuchem Rewolucji Francuskiej. Młody książę d’Artois kupił posiadłość na skraju Lasku Bulońskiego w bardzo złym stanie, co było powodem zakładu z jego szwagierką, królową Marią Antoniną o 100 000 liwrów, że odbuduje posiadłosć w czasie krótszym niż 90 dni. Zatrudnił do budowy ponad 800 robotników, którzy pracowali w dzień i w nocy, czasem nawet w rytm marszowej muzyki… W rezultacie posiadłosć odbudowano w 64 dni. (otwarcie 26.11.1777) Park nawet jesienią robi ogromne wrażenie. Wprawdzie jest uboższy, nie ma już irysów w otoczonym zielonymi ścianami żywopłotów “salonie”, gdzie w lecie tworzą się wielokolorowe ozdobne dywany, nie ma piwonii zniewalających zapachem a duma ogrodu – rosarium w listopadowym słońcu daje tylko maleńką namiastkę tego, co potrafi zaprezentować w pełnym rozkwicie. Natomiast zachwycają pałacyki, oranżeria, malownicza chińska altanka na wzgórzu, ławeczki w zakamarkach roślinności… Spacer przedłuża się niezauważalnie poza granice czasu. Feeria barw, kształtów, szaleństwo zapachów otaczające każdego powoduje zachwyt i miłość od pierwszego wejrzenia. Ale wystarczy podnieść głowę znad rabatek, by wśród drzew zobaczyć niedalekie biurowce La Defence i zadziwić się, że w ogromnym tętniącym życiem mieście może być taka enklawa spokoju, jak wyspa na oceanie. Wychodząc przez bramę szukałam w głowie wolnych terminów i pretekstów, żeby jak najszybciej tu wrócić…