Najchętniej zobaczyłabym wszystkie na raz, niestety tak się nie da. W paryskim Muzeum Fotografii na rue de Fourcy zwykle jest kilka wystaw. Nie inaczej było i dzisiaj. Najlepsza i mocno odbiegająca na plus to: GWATEMALA Edwarda Johna Heatona, który przez 35 lat pomimo, iż urodzony w Paryżu, mieszkał właśnie w Gwatemali, Meksyku i Stanach Zjednoczonych. Jego archiwa są przeogromne, zawierają ponad 100.000 zdjęć i 400 godzin filmów. Dotyczą głównie zwyczajów, tradycji i architektury ludowej ludności krajów, w których przebywał.
Na wystawie zaprezentowano około czterdziestu zdjęć w czerni i bieli – głównie portrety – wiele z nich po prostu zachwyca. Druga, warta zobaczenia prezentacja to ALBER ELBAZ / LANVIN MANIFESTE. W ciekawych kontrastach, Autor pokazuje blaski i cienie mody na wybiegach. Nieszablonowa była też ekspozycja zdjęć – w większości ogromne, wielkoformatowe wydruki na folii, świetnie podświetlone, robiły wrażenie. Natomiast pozostałe wystawy: CAIO REISEWITZ
DISORDER to nie do końca zrozumiałe kolaże i absolutna porażka – zdjęcia Pierre Reimera. Trudno się nawet odnieść do opisu tej wystawy, gdyż każdy widz czuje, iż jest to na siłę dorobiona ideologia do absolutnych bzdur pokazanych przez autora. Widzimy brudną szybę, kawałek rozmytego trawnika. Nie ma w tym ani myśli przewodniej ani walorów wizualnych. Chciałoby się tylko szepnąć kuratorowi „wystawy” – zmień dealera..:/