NOTTING HILL
Nie spotkałam ani Hugh Granta ani Julii Roberts. Niebieskie drzwi z filmu zmieniły kolor na czarno-biały a The Travel Bookshop, słynna londyńska księgarnia podróżnicza, w której William Thacker zobaczył pierwszy raz Annę Scott nie istnieje od kilku lat, pomimo walki o jej zachowanie. Po prostu nie sprostała regułom rynku. W soboty po Portobello Street płynie lawa ludzi. Nie sposób przejść z jednej strony ulicy na drugą, lawa porywa i niesie wyrzucając wiele metrów dalej i nie jest to przyjemne doznanie. Wzdłuż ulicy są sklepy z antykami i niby-antykami, mydło i powidło, monety, dzbanki, rękawice bokserskie i wszelkie rękodzieło, jakie można wyprodukować. Warto wybrać się w dzień powszedni, gdy nie ma najazdu amatorów kupna pamiątek. Wtedy można zobaczyć kolorowe fasady domów, śliczne mini parki schowane za białymi kamienicami czy unikając tłumów, usiąść w jednej z wielu restauracji… Jeżeli ktoś jednak uwielbia tłumy, to warto wybrać się w ostatni weekend sierpnia, gdy od soboty do poniedziałku corocznie (od 1966r.) odbywa się organizowany przez karaibskich imigrantów największy festiwal Europy ze wszelkimi rodzajami muzyki, jedzeniem, fantastycznymi strojami. Rytmy reggae, dancehall, hip hopu, calypso, rumby, salsy, bomby i bossa novy wypełniają dni karnawału, a zamożne i ciche zazwyczaj uliczki Notting Hill zmieniają się w jeden wielki parkiet taneczny z dymiącymi kuchniami, kotłami i rożnami serwującymi na chodnikach ostre karaibskie przysmaki. Pozostaje mi tylko życzyć dobrej zabawy 🙂