Wizyta w Muzeum Królewskim miała być tylko kontemplacją wystawy Fin-de-Siecle obejmującą lata 1868-1914. Same nazwiska: Ensor, Khnopff, Horta, Rodin, Gaugin, Bonnard i ulubiony, ostatnio Mucha dawały gwarancję spotkania z wysoką Kulturą i tak było aż do poziomu – 8, bo aż ósmego piętra w dół sięgają muzealne ekspozycje. Obrazy, cudowne rzeźby Muchy i Rodina, secesyjne kominki, meble i zastawy Art Deco koiły duszę po pierwszej wystawie fotografii. I tu nachodzi mnie refleksja … że we współczesnej sztuce jest coraz mniej miejsca na piękno, że trzeba szokować, zniesmaczać i obrażać wszelkie uczucia, żeby zabłysnąć i wypromować swoje nazwisko. Mam żal do siebie, że decydując się spontanicznie na tę wystawę, nie przygotowałam się wcześniej do tego co mogę zobaczyć i czego mogę się spodziewać po autorze… w swej niewiedzy zderzyłam się z gigantem manipulacji uczuciami i dobrym smakiem. Andres Serrano jak się okazało jest słynny z tego, że swoich dziełach wykorzystuje płyny ustrojowe (krew, mocz…) Największą kontrowersję wzbudziło jego „dzieło” Piss Christ zaprezentowane w 1987 roku. Dzieło to, jest zanurzoną fotografią Chrystusa na krzyżu w pojemniku z moczem. Można myśleć wiele na ten temat, ale faktem jest, że słoik z zawartością został sprzedany za 277 tys. dolarów. Poza tym można było zobaczyć projekt Bruksela – przedstawiający sylwetki bezdomnych imigrantów, żebrzących na ulicach miasta. Kolejnym projektem były wielkie portrety nagich starych ludzi z całą ułomnością charakterystyczną dla wieku. Natomiast za kotarami, jakie oddzielały mniejszą salę podziwiać można było zdjęcia par hetero i homoseksualnych w czasie stosunku. Przyznam, że widziałam różne wystawy zdjęć na czele z olbrzymimi fotografiami odbytów ludzkich w znanej galerii w Berlinie, ale i ta zrobiła na mnie wrażenie. Zapamiętam ją i będę się pilnować, żeby drugi raz przez przypadek nie zapłacić ciężkich pieniędzy za oglądanie dzieł sztuki pana Serrano.