W upalne dni, Bruksela nie schładza się nawet w nocy. Niewiele pomagają otwarte wszystkie okna i drzwi na oba balkony. Dopiero nad ranem lekki wiaterek zdaje się poruszać zasłoną. Wychodzę na taras od strony budynków Charlemagne i Berlaymont, coś dziwnie szeleści… w sercu Europy, w centrum dużego miasta słychać jak po chodniku, delikatny wiaterek przemieszcza wysuszony tropikalnymi temperaturami listek w górę ulicy. W małym Jardin de la vallée du Maelbeek tuż pod oknami, ptaki rozpoczęły poranny koncert. Przecudny śpiew kosa wybija się przed wszystkie, jak solista przed chór. Melodyjne gwizdy wyraźnie podzielone są na zwrotki. Powoli, wręcz uroczyście z regularnymi odstępami akcentuje swoją pozycję wśród innych ptaków.

Gdy słońce wstanie nieco wyżej, wszystkie umilkną. O dziewiątej usłyszę cichutkie dzwony z rue des Deux Églises albo kościoła Świętego Krzyża z rue Le Correge. Lato w pełni, wyjątkowo gorący i bezdeszczowy rok jak na belgijskie standardy.