Na ten moment czekałam długie trzy miesiące. Wirus, który opanował świat zamknął nas w domach. W czterech ścianach dowiedziałam się o sobie samej mnóstwo rzeczy. To pierwszy taki czas w moim życiu, gdy każdy dzień staje się kalką poprzedniego, gdy zmuszam się do pewnych rytuałów porządkujących dzień-noc-dzień-noc aby choć w głowie zachować resztki tygodniowego rytmu. Wtorek-czwartek lekcje angielskiego, sztywny rytuał sankcjonujący cały program, zakupy w pobliskim sklepiku stające się z dnia na dzień coraz większą rozrywką. I ważny element pandemicznej układanki – spacery do pobliskich parków. Przez wiele lat nie doceniałam atrakcyjności miejsca w jakim mieszkam. Teraz, po trzynastu tygodniach #lockdown wspominam, że moje odczucia oscylowały pomiędzy dwoma biegunami, od zachwytu to absolutnego znużenia. Nie zmienia to faktu, że poznałam każdą alejkę, każdy zakątek każdego z czterech okolicznych parków. Od 8 czerwca możemy opuszczać Brukselę w celach innych niż uzasadnione. Paradoksalnie musiałam na to poczekać kolejne siedem dni, jakby ból kręgosłupa miał za mało czasu na swoje ataki w czasie przymusowego odpoczynku. 15 czerwca to kolejna, ważna data: Unia Europejska otwiera większość swoich wewnętrznych granic. Możemy w końcu pojechać do Polski bez obowiązkowej dwutygodniowej kwarantanny. A tymczasem jedziemy nad morze, ta godzina w samochodzie była moim marzeniem, rozkoszuję się samą jazdą, z zaciekawieniem obserwuję wzmożony ruch na R0, okalającej Brukselę obwodnicy, zauważam rejestracje z innych krajów, nowe budynki, remonty na drodze… Wszystkie te rzeczy, które zazwyczaj nas nie obchodzą, przemykając w tle natłoku wydarzeń. Poniedziałek po Dniu Ojca to dobry dzień na przejażdżkę nad morze. Wszyscy tłumnie byli tu poprzedniego dnia. Dzisiaj mamy ten luksus, że parkujemy sto metrów od nadmorskiej promenady przy molo. W restauracji nie potrzeba rezerwacji, na plaży jest pusto, na deptaku spokojnie, bez krzyczących dzieci śmigających na rowerkach… same plusy dodatnie. Zdejmuję buty, woda jest ciepła, przyjemna… z każdą falą odpływają moje smutki nagromadzone w zamknięciu. Słońce ogrzewa wiatr, jestem w raju…