Ostatnia sobota wakacji, moich czteroletnich wakacji. Gdyby ktoś mnie zapytał co robić przez wolne trzy godziny w Paryżu, dałabym mu kilkanaście propozycji z dokładnym opisem i dojazdem. Okazuje się, że francuską stolicę znam dużo lepiej niż własną. Postanowiłam to zmienić. Pierwszy adres wpisany w GPS, to Katowicka. Spokojna, jednokierunkowa ulica z willami sugerującymi dawną świetność. Francusko brzmiąca Galeria LE GUERN mieści się w prywatnym domu. W dwóch pokojach na parterze wisi ostatnia wystawa Tadeusza Rolke – BĘDZIE DOBRZE. Zakamarki i detale starej, warszawskiej Pragi, miejsca, które ostatnio znikają w rękach deweloperów i ekip budowlanych szybciej, niż byśmy tego chcieli. Wystawa może nie odkrywcza, czy wybitna, ale warta obejrzenia. W ogrodzie, w cieniu wysokich drzew Autor popijał poranną kawę rozmawiając z przyjaciółmi i wielbicielami. Letni, niespieszny poranek sączył się na Saskiej Kępie, w cudowny sposób rezerwując sobie miejsce wśród tych niezapomnianych.
Druga wystawa była diametralnie inna. Krzysztof Miller – rok 1989 w Domu Spotkań z Historią na Karowej. Ryszard Kapuściński napisał o Nim tak: “artyzm Krzysztofa Millera, jego wyczulona wrażliwość i profesjonalne mistrzostwo, dały tym zdjęciom dodatkową, symboliczną wartość (…) zdjęcia Krzysztofa Millera są jednym, z ważniejszych osiągnięć współczesnej fotografii” Cóż można dodać do słów Mistrza? Może tylko to, że patrząc na zdjęcia i słuchając przygotowanych materiałów wróciłam do czasów studenckich. Polityczne wydarzenia roku1989 zapisały się również w mojej pamięci. Odżyły, gdy patrzyłam na zcjęcia, jak się okazało – kolegi ze studiów, bo mało kto wie, że był studentem AWF, szesnastokrotnym mistrzem Polski w skokach do wody. Nie pamiętam go z tamtych czasów, zapewne bardzo rzadko bywał na uczelni, za to dzięki Niemu, ja dzisiaj cofnęłam się o trzydzieści lat. Też byłam na Placu Dzierżyńskiego (obecnie Bankowym) gdy w czasie demontażu pomnika, Dzierżyńskiemu oderwał się tułów i jego głowa zawisła na sznurze. To była jakby publiczna egzekucja, na oczach tłumów, drobne zadośćuczynienie i rekompensata za jego potworności. Różnica pomiędzy mną a Millerem była taka, że ja byłam za plecami mas ludzi, w setnym rzędzie, natomiast On był w pierwszym. Jego koledzy-fotoreporterzy wspominają, że był moment, który wpisał się w historię kraju. Przed chwilą Dzierżyński królował na placu a moment później, jego roztrzaskana podobizna z pętlą na szyi odjeżdżała ciężarówką z górującym nad nim Krzysztofem Millerem, który wskoczył na nią z nieodłącznym aparatem. Człowiek- SYMBOL!