Nastraszeni opisami kilometrowych kolejek i dantejskich scen, postanowiliśmy być zapobiegliwi i pojawić się w Londynie już z gotowymi z biletami do słynnych gondolek. Nie było to konieczne, bo przed kasami stało kilka osób a na diabelskie koło wpuszczeni zostaliśmy z marszu. Poruszając się wolniutko w górę czekałam na wielkie WOW i fajerwerki w mojej głowie… jednak w miarę nabierania wysokości moje oczekiwania gasły, robiły się mniejsze i mniejsze aż na szczycie zniknęły zupełnie. Dopiero wtedy dotarła do mnie prosta prawda, że szczytowanie nie zawsze jest takie, na jakie czekamy. Mogę tylko powiedzieć, że atrakcja miejska została zaliczona. Nie chce też już pamiętać, że wejściówki na ten diabelski młyn były droższe niż bilety na międzynarodową szybką kolej pod Kanałem La Manche z Brukseli do Londynu. Tyle zachodu po to, żeby odbyć JEDEN obrót na tej mega karuzeli, zdecydowanie nie polecam…